Space Force (minirecenzja)

SPACE FORCE (Siły Kosmiczne)

FILMWEB
IMDB


NOTATKI

W przypadku standardowej produkcji filmowej czy telewizyjnej, nie trudno o słowa. Natomiast w przypadku od miesięcy wyczekiwanego przez nas serialu stacji Netflix słów tych po prostu brak.

Możliwe, iż przysłowiowy “balonik” został pompowany zbyt mocno przez nas samych (bo to, że producenci o nim “trąbili”, to rzecz wiadoma), ale czemu się dziwić, skoro Siły Kosmiczne miały być powrotem duetu Greg Daniels - Steve Carell, bez którego amerykańska wersja The Office nigdy nie otrzymała by statusu kultowej.

Daniels, jak widać, zakochał się w gatunku sci-fi, gdyż dzisiejszy serial jest jego drugą (po Upload) w krótkim czasie produkcją w kosmicznym klimacie. Jednak, w przypadku powyżej wspomnianej, znajdzie się tam nieco pozytywów w postaci choćby futurystycznej “rozkminy”, czy nawet kilku udanych żartów.

Space Force to jednak zjawisko, które za żaden sposób nie jesteśmy w stanie wytłumaczyć. Patrząc na budżet, nazwisko twórcy, talent aktorski (Steve Carell, John Malkovich, Lisa Kudrow, Noah Emmerich, Tawny Newsome, oraz Ben Schwartz), a także temat wyjściowy, mamy tu przepis na - być może - nawet serial roku.

Ale oprócz receptury, ważna jest też - a może nawet i przede wszystkim - procedura samego “wypieku”. Jednak tej ciężko jest nam cokolwiek zarzucić, gdyż audio-wizualnie wszystko wygląda tu, bez dwóch zdań, wyśmienicie. Poświęciliśmy więc zatem nieco czasu na ponowne przestudiowanie składników tego “serialowego ciasta” i co się okazało?

Wyszło na to, iż ilekroć w przeszłości palce przy przepisie (czyt. scenariuszu) maczał sam odtwórca głównej roli, czyli Carell, tam nie było w zasadzie czego zbierać. Bowiem poza kilkoma filmami z jego tylko-aktorskim udziałem (patrz Mała Miss, Foxcatcher), reszta produkcji (włączając w to dzisiejszą) to - łagodnie rzecz ujmując - wyroby komedio-podobne.

Tak czy siak, zapraszamy na odcinek, w którym popastwimy się najbardziej merytorycznie, jak to się tylko da, nad tą kosmiczną… czarną dziurą.

Miłego słuchania!


Intro: Ryan Anderson – Stairwell (zmodyfikowane na potrzeby własne)
Podkład: Blue Dot Sessions – Low Light Switch (zmodyfikowany na potrzeby własne) 
Licencja.

Previous
Previous

47. Serenity - Joss Whedon

Next
Next

Wielka (minirecenzja)