Sound of metal (minirecenzja)

SOUND OF METAL

FILMWEB
IMDB


NOTATKI

Tak jak obiecywaliśmy, druga w tym tygodniu minirecenzją kończy naszą filmowo-serialową podróż przez 2020 rok. Tym samym wybieramy się więc na zasłużone, miesięczne wakacje, po których powrócimy do Was Kochani z odcinkami podsumowującymi miniony rok!

Zanim to jednak nastąpi, zapraszamy na - jak przystało na TMF - bezspojlerową recenzję filmu, który powinien naszym zdaniem zamieszać na tegorocznych festiwalach filmowym. Co ciekawe, nie dość, że Sound of Metal to dla 46-letniego, urodzonego w Massachussetts, Dariusa Mardera debiut, to jeszcze przy tym taki, którego nie powstydziliby się dużo bardziej doświadczeni od niego koledzy po fachu!

Jest to przejmujący dramat o perkusiście, który po nagłej utracie słuchu musi odnaleźć się w świecie osób głuchoniemych, z dala od muzyki, która go do tej pory definiowała. Utrata podstawowego dla niego zmysłu dotyka nie tylko jego kariery zawodowej, ale także i związku, który w obliczu choroby głównego bohatera również wisi na włosku. Wszystko to, w klimacie filmów Indie, prowadzi nas w często mocno nieznane rejony zarówno, jeśli chodzi o udźwiękowienie, jak i środowisko osób niesłyszących, do którego kamera zagląda zazwyczaj tylko w przypadku filmu dokumentalnego

Z jednym z najbardziej znanych fabularnych produkcji dotyczących tego zagadnienia mieliśmy do czynienia w 2014 roku, kiedy to powstał bardzo ambitny i mocno ciekawy dramat ukraińskiego reżysera Myroslava Slaboshpytsky’ego pt. Plemię, który był produkcją całkowicie opartą na języku migowym. W przypadku Sound of Metal natomiast mamy do czynienia z filmem, w którym dotknięty głuchotą mężczyzna po przejściach co dopiero wkracza w tę społeczność. Dzięki temu nie tylko obserwujemy losy głównego bohatera i jego sposób radzenia sobie z nową rzeczywistością, ale również i sposób jego przyjęcia przez osoby głuchonieme.

Dzisiejszy obraz jest tak na prawdę, poza kilkoma wyjątkami, teatrem jednego aktora, i choć grający Rubena Riz Ahmem występuje tu praktycznie w każdej scenie, od początku do końca filmu, to trzeba przyznać, że robi to niesamowicie. Dzięki swojemu kunsztowi, podpartemu wielomiesięcznymi przygotowaniami do jego roli, potrafi w doskonały sposób, utrzymać przy sobie naszą uwagę. I choć zdecydowaną większość emocji główny bohater skrywa głęboko w sobie, to Ahmed nie ma najmniejszych problemów z ukazaniem niuansów tego, co nim powoduje. Nie można się wręcz oprzeć wrażeniu, że gwiazda genialnego serialu, jakim był Długa noc z 2016 roku, nie będzie miała najmniejszych problemów z otrzymaniem za tę rolę nominacji oscarowej.

Jeśli chodzi o to, do jakiego roku zaliczyć można Sound of metal, to choć nie jest najłatwiejsza sprawa, bowiem jego premiera miała miejsce już w 2019 roku w Toronto. I choć w tym samym roku otrzymał jeszcze nagrodę za najlepszy film zagraniczny na festiwalu filmowym w Zurychu, to jednak do szerszej dystrybucji dramat ten trafił dopiero pod koniec ubiegłego, mocno pandemicznego roku, a dokładnie 4 grudnia na platformie Prime Video. I choć my sami mamy problem z tym, do którego ten film zaliczyć, to jednak głosy międzynarodowej krytyki zdają się sugerować, iż przynajmniej jeśli chodzi o Oscary, to film ten będzie jednak brany pod uwagę podczas tegorocznej ceremonii ich rozdania.

Dzisiejsza recenzja to, podobnie jak w przypadku poprzedniej (Co w duszy gra), bardzo mocna ‘polecanka’, choć trzeba powiedzieć, iż nie jest to film kompletny. Ale, choć sporo jest w nim niedociągnięć, czy raczej niedpowiedzeń, które nam tu i ówdzie wadzą, to jednak nie umniejsza to w żaden sposób zalet, które znajdziecie w tym pięknym obrazie.

Jest to bowiem bardzo emocjonalna podróż, z prostym, ale i jednocześnie pięknym zakończeniem. Oprócz tego losy samego Rubena, to przez co przechodzi (przede wszystkim) psychicznie, plus wspomniane już niesamowite udźwiękowienie obrazu sprawia, iż możemy przez moment choć wczuć się w to, z czym muszą zmierzyć się w życiu osoby głuchonieme, co czyni ten film niesamowicie ważnym, jeśli chodzi o urozmaicenie tematów podejmowanych przez współczesną, mainstreamową kinematografię.

To wszystko czyni film jednym z najlepszych debiutów ostatnich lat, na zrealizowanie którego przyszło Marderowi czekać dziesięć długich lat. Do tego należy wspomnieć zarówno niesamowitą (od względem fizycznym) metamorfozę samego Ahmeda, jak i fakt, iż w trakcie pół roku przygotowań do zdjęć dzień w dzień ćwiczył zarówno grę na perkusji, jak i posługiwanie się językiem migowym! I trzeba przyznać, iż na obu polach wypada tutaj niesamowicie autentycznie!

Na koniec, nie pozostaje nam nic innego, jak dopingować obu Panom w ich dalszych karierach, a Wam gorąco polecić sam film, jak i życzyć udanego wejścia w Nowy Rok! Pięknego stycznia, Kochani i do usłyszenia już w pierwszej połowie lutego!

Pozdrawiamy serdecznie!
Miłego słuchania!


Intro: Ryan Anderson – Stairwell (zmodyfikowane na potrzeby własne)
Podkład: Blue Dot Sessions – Low Light Switch (zmodyfikowany na potrzeby własne) 
Licencja.

Previous
Previous

Podsumowanie 2k20 - cz.1 (filmy)

Next
Next

Co w duszy gra (minirecenzja)